Wyjdź ze strefy komfortu

Skończyły się czasy, że freelancer mógł sobie siedzieć tylko za komputerem, ukryty za swoją całkiem przeciętną www. Robił, co umiał najlepiej i to była jego wartość – praca. Nie liczyło się nic więcej.

Teraz jest trudniej. Niby minęło kilka lat, ale tak naprawdę w biznesie minęły wieki. Pamiętam, jak to było, gdy ja zaczynałam. Wystarczyło mieć prostą www (albo i nie, to była moja fanaberia) i konto na tablica.pl. Nie musiałam się z nikim spotykać, nie wiedziałam, co to networking, nikt by mnie wtedy nie namówił na jakąkolwiek prelekcję. Never!


Dziś nie ma tak dobrze. Dziś jest wielka konkurencja, każdy robi zdjęcia, każdy, kto zna photoshopa, może być grafikiem, każdy, kto zdał maturę z polskiego, może być copywriterem. To złośliwość, ale tak niestety jest. Nie trzeba być w czymś wyspecjalizowanym, by na tym zarabiać. Amator staje w szranki z zawodowcem. I kogo zatrudnić?


Tego, kto rzuca się w oczy, kto się rozwija. Kto zdobywa poparcie lajkami na Facebooku, kto publikuje na branżowych portalach, kto występuje jako ekspert na szkoleniach i warsztatach. Nie masz na tyle odwagi, by się wyróżnić? Naucz się tego! Koniecznie, zacznij już dziś.


Jestem tragiczna w wystąpieniach publicznych. Robię się natychmiast dramatycznie czerwona, albo nie mogę z siebie wydusić słowa, albo nawijam i nikt mnie nie rozumie. 

Byłam chodzącym na obcasach nerwem. Strzępkiem! Ale właśnie wtedy sobie powtarzałam, że żeby coś osiągnąć, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Nienawidzę tej zasady, za każdym razem walczę ze sobą. Ale to działa.


Zmuś się do aktywności. Nie ma nic prostszego. Wyślij mail'a, a potem czekaj na to, co on za sobą przyniesie. Zrób pierwszy krok i podążaj za tym dominem. Ja nie miałam odwagi, ale się uparłam. Nie wierzyłam, że to, co robię, jest dobre i komuś się spodoba. Ale uczyłam się, uczyłam, pracowałam i każde spotkanie z klientem, każde praktyki (a było ich sporo), każde wyzwanie to było wychodzenie ze strefy komfortu. Do tej pory mam zasadę, że nie analizuję, tylko się szybko ,,zgłaszam”, wysyłam mejl, cokolwiek, choć potem przeklinam się w duchu, że znowu wrzuciłam się na głęboka wodę.


Czemu to takie trudne? Boimy się porażki. To jest ludzkie, ale jeśli marzymy o rozwoju, sukcesie, fajnej pracy, musimy się przemóc. Sami sobie rzucajmy wyzwania. Wiem, jak to brzmi, ale zmuszajmy się do rzeczy, które wzbudzają w nas dyskomfort.


Dla mnie to publiczne przemawianie, to jest dla mnie bardzo trudne. Jak z tym walczę? Banalnie – zabieram głos. Zdenerwowany, niepewny, ale mój własny, freelancerski głos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Adbox