#Girlboss / #Szefowa. Najseksowniejszy prezes świata - recenzja!

#Girlboss

#Szefowa. Najseksowniejszy prezes świata

Sophia Amoruso O tej książce niedawno było głośno. Pisali o niej wszyscy - księgarze, blogerki, biznesmenki. Sama autorka jest postacią niezwykle ciekawą - zaczęła swój pierwszy “biznes” niepozornie - od sprzedaży ubrań vintage na ebay’u jako Nasty Gal Vintage, a dziś jest założycielką powstałej 10 lat temu marki Nasty Gal. Od pierwszych stron trudno nie polubić autorki, właściwie to twoja dobra kumpela, która jeszcze niedawno sprzedawała ciuchy na aukcjach, koleżanki robił za jej modelki “za burgera”, a teraz jest właścicielką sklepu rozpoznawanego w 60 krajach na świecie! Jednocześnie nie przestała być tą samą dziewczyną co kiedyś.

Kim była przed sukcesem?

Jest kumpelą, która nie będzie Ci kłamać. Nie zawsze była szefową. W szkole miała problemy, nie była akceptowana, uznawana za dziwaka. Wyniosła się z domu bez grosza, przez co zdarzyło jej się kraść (i nie jest z tego dumna). Gdy zaczynała swoją przygodę z ebayem nie miała unikatowego produktu lecz pasję - uwielbiała wyszukiwać ubrania w lumpeksach, wymyślać stylizację, dbać o każdy szczegół. Pierwsza dekada XXI wieku to czas, gdy popularnym serwisem społecznościowym był MySpace. Tam Sophia znajdowała swoje klientki, a jej styl był nie do podrobienia i nadal jest.
Dalej przechodzimy z autorką od aukcji i garażowej sprzedaży do sprzedaży na własnej platformie e-commerce, wprowadzaniu nowych marek. Więcej i więcej pracy będzie ją czekać, ale nie skarży się, chociaż gdyby wiedziała pewnie by się tego nie podjęła.

Budowa książki

Książka “#Girlboss” to 11 rozdziałów - opowiadań, które bawią i uczą. Przeczytamy o pisaniu CV, rozmowach rekrutacyjnych, smaczkach branży fashion. Jednak zdecydowana większość to oderwane od praktyki porady ogólne. Jak być przedsiębiorczą, robić co się kocha, angażować się w to, cenić swój czas, pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Nie jesteśmy księżniczkami, nasz książe nie przyjedzie na białym koniu i nie da nam wymarzonego królestwa. Chcemy królestwo? Stwórzmy je same. Na “#Girlsboss” trafiłam w oryginale. Czyta się ją lekko i przyjemnie. To dobra okazja by podszlifować angielski, zwłaszcza, że polskie tłumaczenie nie cieszy się najlepszą opinią. Samo przetłumaczenie tytułu, by mnie mocno zniechęciło.

Czy warto?

Co do wartości jako poradnika mam mieszane uczucia. To typowa pozycja podtrzymująca etos “American Dream”. Możesz mieć wszystko co zechcesz, jeśli po to sięgniesz. Jednego dnia daje potężnego kopa do działania, następnego o niej nie pamiętasz. Obraz, który zostaje po lekturze to Sophia jako CEO wielkiej marki, kobieta sukcesu, wzór bizneswoman. Gdy zderzymy to z rzeczywistością - firma borykała się z ogromnymi problemami finansowymi, Amoruso zrezygnowała ze stanowiska, a pod koniec 2016 roku ogłosiła bankructwo, nie mamy wątpliwości, że nie wszystko opisane w książce wyglądało tak kolorowo.
Mimo to “#Girlboss”, jest niezobowiązującą, ciekawą lekturą, pełną inspirujących historii i wartą polecenia :)

3 komentarze:

  1. Niekiedy warto sięgnąć po taką książkę, właśnie ze względu na to, że motywuje do działania. Czasem potrzeba dodatkowych bodźców, żeby wyzwolić w sobie pokłady aspiracji i myślę, że chociażbyśmy mieli zaraz o tych bodźcach zapomnieć, to jasno określony cel sam w sobie będzie nas ku sobie motywował :) Z chęcią przejrzałabym tą książkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałabym z ciekawości, nawet jeśli by niczego nowego mnie nie nauczyła :)

    OdpowiedzUsuń

Adbox