Polny Warkocz i Dolina Czeremchy - naturalne nowości w mojej pielęgnacji - recenzja

 Dzisiaj chcę wam pokazać 3 kosmetyki, które pojawiły się w mojej pielęgnacji wraz z początkiem nowego roku, które mnie zaskoczyły, a które miałam okazję przetestować dzięki sklepowi Era Natura.

  • Polny Warkocz - nawilżająca esencja z mleczkiem pszczelim (tonik dla cery suchej)
  • Polny Warkocz -mazidło ze skrzypu polnego (krem do cery naczynkowej)
  • Dolina Czeremchy - Bioregulujące serum olejowe

Zanim przejdę do recenzji produktów kilka słów o samym sklepie Era Natura. Sklep sprzedaj polskie kosmetyki naturalne, także nie tylko dbacie o swoją cerę, ale również o rodzimą gospodarkę i planetę wybierając produkty lokalne zmniejszamy ślad węglowy

Paczka przyszła do mnie ekspresowo i to co jako pierwsze rzuciło mi się w oczy to sposób zapakowania. Bardzo nie lubię zielonego marketingu bez pokrycia. Na pewno to znacie - eko sklep, eko kosmetyki, przychodzi paczka zaklejona taśmą foliową nierecyklingowalną i pełna jednorazowego wypełnienia. Ok, rozumiem tak trzeba ALE MOŻNA INACZEJ. I Era Natura to udowadnia 💚. 


Paczucha przyszła zapakowana w całości w karton. Taśma - papierowa, szklane buteleczki zabezpieczone kartonem. Paczka niewielka, więc wszystko spakowane tak by za dużo się nie ruszało. Dla mnie bomba! Już po pierwszym spojrzeniu wiesz, że EKO tu jest robione z głową.

Recenzja 1: Polny Warkocz - nawilżająca esencja z mleczkiem pszczelim (tonik)

Powiem wprost i może aż nazbyt entuzjastycznie, im dłużej używam tym bardziej jestem zachwycona. Tonik to kosmetyk zupełnie niedoceniany i niestety często o złej opinii przez różne toniki drogeryjne, które nie robią tego co powinny czyli nie tonizują twarzy. Jednak w koreańskiej pielęgnacji, której jestem fanką, dobry tonik to podstawa
 
Tutaj produkt robi co powinien,czyli przede wszystkim uspokaja twarz. Nałożony na minutę przed resztą kroków pielęgnacyjnych ładnie wycisza zaczerwienienia i ekspresowo się wchłania. Ma bardzo lekką i przyjemną formułę, a przy nakładaniu odczuwa się miły chłód, który delikatnie rozbudza o poranku. 


Nie znałam marki Polny Warkocz wcześniej, ale ich nawilżająca esencja z mleczkiem pszczelim skusiła mnie przez właśnie mleczko pszczele w składzie. Najpierw bardzo chciałam ze względu na ten składnik, gdy już paczka do mnie szła pomyślałam, że to nie będzie najlepszy wybór, przecież jestem wrażliwa na zapachy i co jeśli produkt, wyląduje w szafie, bo będę się irytować zapachem? Otóż uwaga ta esencja nie ma zapachu, tzn jest lekko ziołowy, ale mało wyczuwalny, prawie całkowicie bez zapachowym produktem za co daję ogromnego plusa.
Przez 2 tygodnie używania ubytek w buteleczce jest znaczny na poziomie 1/5-1/4 buteleczki, ale osobiście uważam, że przy tym stosunku cena / jakość nawet gdybym zużywała więcej nadal nie wpłynęłoby to na moją ocenę.

Skład jest na 6+. Produkt jest naturalny, na dole może powstawać osad (u mnie go nie zauważyłam), ale przed użyciem należy wstrząsnąć.
 
Skład (INCI): Aqua, Rosa Damascena Flower Water, Glycerin*, Royal Jelly, Propanediol, Saccharomyces Ferment Filtrate, Benzyl Alcohol**, Dehydroacetic Acid**

* składnik ekstraktu z mleczka pszczelego
** układ konserwujący rekomendowany przez Eco-cert do stosowania w kosmetykach organicznych 

Recenzja 2: Polny Warkocz - mazidło ze skrzypu polnego

Test tego kremu zdarzył się w warunkach ekstremalnych, gdy po wizycie u kosmetyczki na kwas migdałowy poparzyłam sobie twarz. Oczywiście nie poparzyłam, bo efekt złuszczania był zamierzony, ale ja z przerażeniem się obserwowałam. 

Po 2 dniach czekania, co dalej z moją szczypiącą, łuszczącą, czerwoną twarzą odkryłam, że nie mam w domu już żadnej zapasowej buteleczki żelu aloesowego. Krem, który miałam otwarty piekł jak cholera, a jest piątek wieczór, a ja siedzę na wsi. Przypomniałam sobie jednak o tych kosmetykach, że przecież miałam je przetestować i na małej powierzchni z boku policzka postanowiłam zaryzykować i nadwrażliwe miejsca posmarować. Powtórzyłam to na wieczór i poszłam spać. 

Pierwsze zdziwienie - w ogóle mnie w tym miejscu nie piekło, a jeszcze większe gdy rano faktycznie miejsce przesmarowane było już załagodzone w porównaniu do reszty twarzy, więc odważnie nałożyłam mazidło na całość. Po paru godzinach twarz nadal lekko czerwona wyraźnie się wyciszyła. W żadnym momencie mnie nie zapiekło, chociaż wcześniej twarz piekła mnie na sam dotyk.

Przejdźmy jednak do sedna

Polny Warkocz - mazidło ze skrzypu polnego - moja opinia

Krem sprawdził się idealnie na moją przesuszoną cerę, ponieważ... mazidło jak sama nazwa wskazuje jest maziste czyli tłuste. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, gdyż pierwszy raz miałam coś takiego w rękach. Pod palcami krem/mazidło jest jednocześnie bardzo gęste i lekkie na raz. Dziwne uczucie prawda? Jakbym miała to porównać do czegoś co znam to dałabym tutaj gęsty mus czekoladowy. Mus - więc wydaje się lekki i napowietrzony, ale jednocześnie bardzo nabity. W pierwszym momencie mamy w rękach piankę, która pod wpływem ciepła zmienia się w olejek do twarzy.

Obecnie używam go na dzień i na noc, ale wynika to z faktu, że jestem na home office. Jest gęsty, zostawia tłusty (ale lekki) filtr na twarzy, teraz zimą idealnie, natomiast nie odważyłabym się go użyć pod makijaż. Trudno jednak oczekiwać, by nie był tłusty produkt bogaty w naturalną witaminę E i olejek z werbeny.

Po nocy nadal jest na twarzy. Twarz jest miło gładka, bardzo nawilżona. Zaczerwienień mam ostatnio mniej i myślę, że to jego zasługa. Używam też na usta, które przy obecnych temperaturach są mocno wysuszone i tutaj też sprawdza się idealnie. Nie zauważyłam natomiast żadnej różnicy jeśli chodzi o naczynka, a myślę, że byłoby już coś widać.


Kolejna sprawa to woń słoiczka. Mi się spodobał - ziołowy, a nawet limonkowy zapach. Mogłabym wąchać słoiczek cały czas, a nawet mieć perfumy o takim zapachu. Tutaj podkreślę - jestem wrażliwa na zapachy, jeśli ten zapach by mi nie pasował, nie byłabym wstanie go używać. Na szczęście zapach jest trafiony. 

Oczywiście, skład znowu naturalny, a i opakowanie spodoba się osobom eko i zero waste - słoiczek z ciemnego szkła przyda się w domu. Póki co zużycia prawie nie widzę, a używam codziennie, więc jest bardzo wydajne!

 

Skład INCI: Butyrospermum Parkii Butter, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Equisetum Arvense, Tocopheryl Acetate, Lippia Citriodora Leaf Oil, Citral*, Limonene*

Składniki: Masło Shea, Olej ze Słodkich Migdałów, Ziele Skrzypu Polnego, Witamina E, Naturalny Olejek z Werbeny, Citral*, Limonen*
*składnik naturalnego olejku eterycznego 

Tabelka dla przypomnienia - to jest produkt do cery naczynkowej. Ja mam cerę naczynkową suchą - jestem z mazidła zadowolona. Jeśli masz cerę skłonną do naczynek, ale tłustą lub mieszaną krem może niekoniecznie sprawdzić się przy twojej cerze:


Recenzja 3: Dolina Czeremchy - Bioregulujące serum olejowe

To również marka, o której wcześniej nie słyszałam. 

"Naturalne kosmetyki wytwarzane ręcznie tradycyjnymi metodami. 100% natury!"

Serum oleiste to mój must have na jesień zimę (o tym jak zrobić domowe serum pisałam w kompendium serum do twarzy DIY dla początkujących). Oczywiście wymieszanie kilku olejów to nie problem, ale domowe serum to zwykle 2-3 składniki na bazie oleju i koniec, tutaj mamy do czynienia ze znacznie ciekawszym miksem.

20 dobroczynnych składników w jednej małej buteleczce - skusiło totalnie. Do tego olej z opuncji figowej wiem, że się sprawdza przy mojej cerze, to samo dobro zamknięte w ciemny flakoniku. Buteleczka jest przeurocza, a aplikator wygodny. Serum ma piękny złocisty kolor. Oczywiście jest tłuste - jak miałoby być inaczej ;) Natomiast bardzo szybko się wchłania, a twarz pozostaje no właśnie... twarz nie pozostaje tłusta, twarz pozostaje gładka i sucha = nietłusta.

Powiem szczerze, że wg mojej obserwacji to olejowe serum nadaje się pod makijaż, a na pewno bardziej niż krem-mazidło. Natomiast nie jest tak wydajne. W przypadku olejów zwykle 2-3 krople i mamy całą twarz, tutaj 3 krople zużywam na samo czoło (moja twarz wręcz je spija), także polecam zamówić od razu większą pojemność, bo 10 ml to nie dużo.


Kolejna sprawa zapach. Tutaj niestety taki dobry szkolny dopuszczający. Zapach na dłoniach mi nie odpowiada, niby neutralny, niby ziołowy, ale bardziej pachnie ziołami, które kojarzą się z leczeniem przeziębienia starymi, suszonymi herbatami babci niż przyjemnym lekkim zapachem. Trochę też przy pierwszym otwarciu wydawało mi się, że poczułam zapach jak doprawianie polskiej kuchni bigosu, pierogów nie wiem czego (nie żartuję!). Chłopak się ze mnie śmiał, ale MIAŁAM RACJĘ. W składzie je st olej kminkowy. Na szczęście ten zapach utrzymuje się tylko chwilę i znika wraz z wchłonięciem się produktu, a to zajmuje maksymalnie 2 minuty.


Składu w formie INCI nie znalazłam, podaję skład ze strony producenta:

Skład: olej marula, olej z pestek śliwek, olej z czarnej porzeczki, olej z passiflory, olej z pestek moreli, olej arganowy, olej szafranowy, olej z orzechów laskowych, olej z czarnego kminku, lecytyna słonecznikowa, skwalan z oliwek, olej konopny, olej z opuncji figowej, olej z nasion dzikiej róży, olej laurowy, olej rokitnikowy, lanolina, olej z pestek dyni, bisabolol, witamina E


Jestem ciekawa waszych opinii, znacie te produkty chciałybyście przetestować?

Jeszcze raz dziękuję  Era Natura za możliwość recenzowania produktów.


1 komentarz:

  1. Coraz bardziej skłaniam się ku naturalnej pielęgnacji, zainteresowałaś mnie tymi kosmetykami:D
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń

Adbox