Korpo mnie nie wypaliło. Korpo mnie PRZEPALIŁO

Był taki czas, że w poniedziałki budziłam się z gulą w gardle. Tą samą, którą czujesz, gdy masz coś ważnego do powiedzenia, ale wiesz, że i tak nikt nie słucha. Tylko że ja nie miałam nic ważnego do powiedzenia. Ja miałam maile. Excela. Deadline'y. I słynne „czy mogłabyś jeszcze tylko...” o 17:58.

Nie ukrywam, że korporacja nauczyła mnie wielu rzeczy. Na przykład tego, jak odpowiadać na trzydziestą wiadomość z pytaniem „czy już coś wiadomo?” – z uśmiechem, ale i lekkim drganiem powieki. Albo jak udawać entuzjazm podczas „burzy mózgów”, gdzie i tak zawsze wygrywał pomysł szefa.
Przepraszam, lidera zespołu.

"Jesteśmy jak rodzina"... czyli kto dziś zmywa naczynia?

Kiedy słyszałam, że jesteśmy jak rodzina, chciałam wołać: "GREEEEJJTTT, to może ktoś w końcu wyniesie te emocjonalne śmieci?". Ale nie.
W rodzinie-korporacji nikt nie mówi głośno, że coś jest nie tak. Wszyscy milczą i przysyłają serduszka na Slacku. Ewentualnie gif z „The Office”.

Bycie high potential okazało się synonimem zrób za trzech i nie pytaj o podwyżkę. Swoją drogą bycie high potential w korporacji wcale nie znaczy nic dobrego.

HR?
Owszem, HR czyli korporacyjne kadry pod ładną nazwą "People Team" pamiętają spóźnienie z marca i fakt, że raz zasugerowałam, że może byśmy nie robili już kolejnej ankiety satysfakcji.

Ale że nie raz i nie dwa  ratowałam projekt w weekend?
No cóż, wtedy "wszyscy byli bardzo zaangażowani".

Promocja? Firmowa widoczność? Musisz być widoczna, ale nie za bardzo 

Widziałam, jak awansował kolega, który mówił dużo, ale niewiele z sensem. A potem siedział w gabinecie i forwardował maile, robiąc minę "wszystko pod kontrolą" - bo tego oczekuje przecież "biznes" czy hierarchia wyżej. Ja za to byłam tą, co "świetnie ogarnia", ale jakoś nie pokazuje się wystarczająco widocznie
Czyli robi robotę, ale nie robi szumu na każdym kroku.

...

Przyznam, że moment, w którym poczułam się jak w pułapce, to nie był dzień, kiedy zostałam po godzinach. Ani ten, kiedy dostałam dodatkowy zakres obowiązków po redukcji zespołu. To był zwykły piątek, znowu ogarniania czegoś na ostatni moment, kiedy manager wysłał mi wiadomość "dziękuję za twoją postawę" i w tej samej chwili... dodał mnie do kolejnego projektu. Syf w projekcie został, postawa poszła do piachu, bo ani podwyżki, bonusu, dnia wolnego - nic. K*$#a nic. 


Zaczyna się niewygoda 


Bea, każdy chciałby być na Twojej pozycji. Taka dobra praca, taka fucha, firma znana z fajnym logo. Takie dynamiczne, online.
A ty wiesz, że masz problem. W głowie już serio siedzi ci druga ty i puka się w głowę, kiedy zaczynasz cenzurować samą siebie zanim w ogóle otworzysz usta. Kiedy każda opinia przechodzi przez filtr: czy to się komuś nie odbije czkawką?.
Chociaż ktoś powinen to na głos powiedzieć, że to nie ma sensu.
Byłam tą, co lubiła mówić wprost do czasu, aż wprost zaczęło znaczy: za dużo.

Wypalenie aka słynny burnout?
Nie przyszedł nagle. To było raczej stopniowe przesiąkanie zmęczeniem, jak herbata, która za długo stoi w kubku. Niby jeszcze da się wypić, ale zostaje ten gorzkawy posmak.

Nie chcę demonizować. Chcę opowiedzieć, co widziałam Wiem, że są korporacje lepsze i gorsze. Że trafiają się świetni szefowie. Ale wiem też, że system często działa tak, jak został zaprojektowany czyli nie dla ludzi, tylko dla wyników. I że jeśli czujesz się niewidzialna, zmęczona i ciągle 'nie dość" to nie dlatego, że coś z Tobą nie tak. Może po prostu to miejsce było zaprojektowane nie dla Ciebie.

Nie musisz się wypalić, żeby odejść. Ja odeszłam wcześniej chociaż bałam się jak jasna cholera, dziś dziękuję sobie za to codziennie.

Daj znać, jeśli coś z tego też Cię spotkało. Może też byłaś kiedyś tą, co ogarniała wszystko oprócz zadbania o własne życie i nie zgubienie w korpo siebie samej.

2 komentarze:

  1. Ja na szczęście nie mama takich doświadczeń. Nie wyobrażam sobie pracować w takim trybie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ważne, by wiedzieć, kiedy odejść z takiego toksycznego środowiska.

    OdpowiedzUsuń

Adbox