Kiedy ostatni raz przeglądałam zdjęcia na telefonie? Tak naprawdę przeglądałam – nie szukając czegoś na szybko, screena czy zdjęcia etykiety, tylko z myślą: O, to był fajny moment.
☝️
No właśnie…
U mnie takich momentów uważności prawie nie ma, bo moja galeria to totalny chaos: setki zdjęć, pięć ujęć tego samego posiłku, selfie, zdjęcia uroczego psa w parku, rozmazane fotki i screenshoty rzeczy, które miały być „przydatne” (oczywiście: nigdy nie były).
Dlatego dzisiaj, w drugim dniu mojego grudniowego wyzwania, postanowiłam coś z tym zrobić. Nie, nie będę sprzątać całej galerii – nie mam tyle sił ani czasu.
Zrobię coś innego: wybiorę to, co naprawdę chcę zapamiętać. Z każdego miesiąca kilka zdjęć, takich maksymalnie 10. I je wydrukuję. Tak vintage.
Od czego zaczynam?
Na szczęście mój telefon dzieli zdjęcia na miesiące. A to serio ułatwia sprawę. Wchodzę w styczeń, patrzę, co tam się wydarzyło, i wybieram te momenty, które wywołują uśmiech.
Potem luty, marzec…
i tak aż do grudnia.
Bez stresu, bez perfekcjonizmu. Zdjęcia są po to, żeby przypominały mi fajne chwile, a nie żebym się zastanawiała, czy kompozycja jest idealna.
Nie próbuję ogarniać wszystkiego. Nie zamierzam siedzieć pół dnia i analizować każdego ujęcia – tylko to, co naprawdę chcę zachować na dłużej.
Dlaczego druk?
Bo nic nie przebije papieru. Zdjęcia na telefonie mają to do siebie, że znikają. Nie fizycznie, ale po prostu zapominam, że tam są. Telefon ma taką dzisiaj pamięć, ze prędzej wymienię telefon niż będę musiała zacząć kasować stare.
W fizycznym albumie jest inaczej.
Taki namacalny zapis wspomnień, który mogę przejrzeć w dowolnej chwili, ot tak, bez przewijania ekranu.
Mam w planie prosty album, do którego wkleję te wybrane zdjęcia. Nic wymyślnego – po prostu miejsce, gdzie 2024 rok zostanie ze mną na dłużej.
Jakie zdjęcia wybieram?
Najbardziej lubię te momenty „z życia wzięte”. W styczniu to może będzie selfie z zimowego spaceru, w maju zdjęcie z pikniku z przyjaciółmi, a w sierpniu zachód słońca na Krecie. Nie muszą być perfekcyjne, tylko moje. Takie, które przypominają mi, że każdy miesiąc miał w sobie coś fajnego. Trochę to co robię pisząc bloga - przypominam sobie, co mi siedziało w głowie w danym czasie.
Co dalej?
Liczę, że uda mi się kontynuować ten nawyk w 2025 roku. Może nawet robić to na bieżąco – wybierać zdjęcia co miesiąc, żeby później nie zatonąć w morzu plików. Ale na razie małymi krokami. Album z 2024 roku to już coś. A reszta? To już będzie inna historia.
A Ty? Może spróbujesz razem ze mną?
Wybierz kilka zdjęć, wydrukuj, wklej – i zobacz, jak fajnie jest mieć swoje wspomnienia na wyciągnięcie ręki.
Ja co pół roku wywołuje ważne zdjęcia, które z przyjemnością będę oglądać za 20 lat. Zdjęcia w albumie mają zupełnie inną moc.
OdpowiedzUsuń