Plac Jemaa el-Fna, Marrakesz - chaos, egzotyka i odrobina adrenaliny

W poprzednim wpisie pokazywałam Wam co warto zobaczyć w Marrakeszu. Sam Marrakesz - miasto pięknie wygląda w przewodnikach. Czytałam o nim przed wyjazdem, szukając miejsc, które muszę zobaczyć. Jemaa el-Fna (Dżamaa al-Fina) przewijało się w każdym przewodniku jako numer 1, ale opisy różnych zagranicznych bloggerów nie nastrajały zbyt optymistycznie (przypominam: to wypad solo). Czy faktycznie, chcę zaczynać zwiedzanie Marakeszu od handlarzenia, miejsca tłocznego i głośnego.


Jeden z blogerów pisał o chaosie, natarczywych sprzedawcach, małpach i wężach wałęsających się po placu, a do tego o kieszonkowcach czających się za każdym rogiem. Brzmiało dla mnie jak dzień rodem z horroru, a ja zastanawiałam się, czy w ogóle chcę właściwie to przeżyć.

Spoiler: wcale nie tak źle, ale dość tłoczno :) 

był październik w Polsce, w tam pełne lato!

Mimo tych obaw, Jemaa el-Fna mnie osobiście zachwyciło. Wystarczyło kilka chwil, by zrozumieć, że to miejsce ma swój niepowtarzalny urok. To esencja Marrakeszu. Można się tu zgubić w zapachach przypraw, dźwiękach bębnów i widoku kolorowych stoisk. I choć na początku czułam się nieco przytłoczona, to warto było odwiedzić, by POCZUĆ MARRAKESZ...


Kolory, zapachy i… kobra

Pierwsze, co rzuca się w oczy na placu, to eksplozja kolorów i zapachów. Stosy przypraw wszędzie w intensywnych odcieniach złota, czerwieni i zieleni. Również suszone owoce, lampy z wielbłądziej skóry (nie wiedziałam, że takie istnieją) i kosmetyki z olejkiem arganowym (mówią tutaj, że to płynne złoto Maroko), lampy, ręcznie robiona ceramika...i jedzenie – to wszystko tworzy scenerię jak z filmu bardzo orientalnego. 

Zdjęcia powiedzą wam więcej niż słowa:



A kiedy już nawdychasz się zapachów... 


... pojawia się zaklinacz węży. 

Tak, prawdziwa kobra wijąca się na tle bębnów i śpiewów. Przyznam, że było to doświadczenie, które trudno porównać do czegokolwiek innego. Fascynujące i trochę przerażające jednocześnie. Za już 5$ lub co łaska możesz wziąć ją w ręce do zdjęcia. Nie mam, bo ja nie skorzystałam 🐍


Sprzedawcy soków pomarańczowych przekrzykują się nawzajem: „Najlepszy sok w całym Maroku! – „U mnie tańszy i słodszy!”. Kupiłam jeden i muszę przyznać, że rzeczywiście był pyszny – najlepszy, jaki kiedykolwiek piłam. 

A obok nich pojawiają się najróżniejsze widowiska treserzy małp, muzycy i artyści uliczni, którzy wciągają w swoje pokazy.


Wszystko jest oczywiście NAJBARDZIEJ!

Jeden z treserów próbował przekonać mnie, że jego małpka jest „najbardziej fotogeniczna w całym Marrakeszu”. Nie wiem, czy miał rację, ale zdjęcie wyszło całkiem urocze i całkowicie rozmazane a małpka bardziej była zainteresowana moim sokiem niż pozowaniem.


Wieczorna magia świateł placu

Wieczorem Jemaa el-Fna zmienia się w miks bożonarodzeniowego jarmarku i spektaklu dla dzieci. Plac rozświetlają lampiony, dym z grilla unosi się w powietrzu, a muzycy grają tradycyjne melodie. Usiadłam przy jednym z małych stoisk z miętową herbatą (mam ograniczone zaufanie jednak do street foodów w takich miejscach), wsłuchując się w dźwięki bębnów i obserwując tancerzy, którzy pojawiali się znikąd. Można poczuć że jest się w sercu Maroka. Nie ma nic bardziej magicznego niż ten moment, kiedy chaos, harmider placu ustępuje miejsca niezwykłemu klimatowi wieczoru.


Nie taki diabeł straszny

Tak, Jemaa el-Fna jest chaotyczne. 


Tak, sprzedawcy bywają natarczywi - mówią, że wszystko jest najlepsze, okazyjne 


i ludzie ogólnie Cię dotykają kiedy do Ciebie mówią (np. za ramię, czy coś pokazują, kładą Ci na ręce etc), co nie jest komfortowe, ale widać, że dla nich to część kultury. 


Wszystko jest częścią uroku tego miejsca. 

Warto nabrać dystansu i zanurzyć się w tym szaleństwie, pozwolić sobie na chwilę oddechu przy stoisku z herbatą i po prostu obserwować. 


Kieszonkowcy?

Podobno są, choć mnie osobiście nic takiego nie spotkało. Za to pewnemu chłopakowi, którego poznałam w polskiej grupie na miejscu, podobno „wyparował” smartwatch. Chociaż... kto wie, może sam go zgubił? Mam wrażenie, że przy odpowiedniej czujności nic złego nie powinno się wydarzyć. Mi się nie stało – trzymałam torebkę blisko ciała i tyle. 😊

Gdy teraz myślę o Jemaa el-Fna, nie widzę chaosu. Widzę miejsce pełne życia, kolorów i ludzi, którzy tworzą atmosferę jak nigdzie indziej na świecie. To doświadczenie, które zostaje w pamięci na zawsze.

4 komentarze:

  1. Dziewczyno jak ja Ci tego Maroko zazdroszczę i tej odwagi do podróżowania samej. Kolory super i do tego tak to opisujesz, że aż czuję w nosie te zapachy przypraw wszędzie. Pan z z wężem świetny ale chyba też bym się nie przekonała do przyjaźni z jego zwierzątkiem

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli czasami nie warto sugerować się opiniami innych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam odwagę podróżowania do takich miejsc solo! Serio :) Marrakesz na Twoich zdjęcia (nie tylko w tym poście) to prawdziwa eksplozja barw :) P.S. Też nie odważyłabym się do zdjęcia z wężem. Obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepięknie i wspaniała fotorelacja.
    Oj, takiego węża też do ręki bym nie wzięła. Ale te piękne stoiska, pachnące przyprawy, herbaty- coś wspaniałego.
    Wszystkiego co najlepsze w Nowym 2025 roku. Wiele takich cudownych podróży.

    OdpowiedzUsuń

Adbox