Pewnie słyszałyście, może i słyszeliście, ale statystyka mówi, że ponad 80% osób, które mnie odwiedza to jednak kobiety, więc Panowie – proszę się przyzwyczaić do formy żeńskiej na moim blogu... wracając, pewnie słyszałyście o mindfulness.
No właśnie ... Mindfulness słowo klucz.
Wszędzie to słowo teraz występuje. W podcastach, na kubkach, na Insta wśród tych cudnych zdjęć z herbatką i widokiem na jezioro. Ale wiecie co? Długo nie miałam pojęcia, o co w tym tak naprawdę chodzi. Bo to nie medytacja w wersji siedzę-na-poduszce-i-nie-mogę-myśleć. To bardziej takie: czy ja w ogóle jestem tu i teraz, czy znów robię wszystko na autopilocie?
Zaczęło się od jednej rozmowy. W sumie przypadkowej. Koleżanka powiedziała mi, że czuje się jakby jej życie przepływało między palcami, i że mindfulness trochę ją przywróciło na ziemię. Musiałam to sprawdzić osobiście.
1. Poranek bez scrollowania
Nie ukrywam, że pierwsze dni były ciężkie. Odruch sięgania po telefon tuż po otwarciu oczu był silniejszy niż potrzeba kawy. Ale przetrwałam. Teraz przez pierwsze 10 minut po przebudzeniu robię coś prostego – przeciągam się, patrzę przez okno, oddycham. Wiem, brzmi jak banał, ale ten moment, kiedy nie zalewają mnie wiadomości, posty i maile, jest jak mały restart.
2. Jedno zadanie, nie pięć
Zawsze uważałam się za mistrzynię multitaskingu. Aż do momentu, kiedy zorientowałam się, że czytam i odpisuję maila, gotuję zupę, prowadzę rozmowę i jeszcze sprawdzam prognozę pogody na weekend.
Efekt? Czasem ok, ale czasem zupa przypalona, mail z literówkami, a pogoda... już po chwili zapomniałam w gonitwie myśli co właściwie czytałam . Teraz próbuję robić jedną rzecz naraz. Jak jem – to jem. Jak piszę – to piszę. Wiem, że brzmi nudno. Ale działa.
3. Mikro pauzy w ciągu dnia
To moje ulubione odkrycie. Zatrzymuję się dosłownie na chwilę. Zamykam oczy na 10 sekund, oddycham. Patrzę w niebo, zamiast w ekran. Czasem po prostu liczę do dziesięciu, jakbym znowu miała pięć lat. I nagle dzień nie pędzi aż tak bardzo. Jest mniej rozmyty.
3 słowa, które zmieniły moje podejście
O ile na instagramie to zawsze jest pozycja lotosu i ładna mata... to ja nie muszę siadać w lotosie ani mieć kadzidełka, żeby ćwiczyć mindfulness. Wystarczy pamiętać o trzech prostych zasadach:
- Awareness – co się dzieje wokół mnie? A co w moim ciele i głowie?
- Non-judgment – zauważam to, co widzę i czuję, bez etykietowania tego jako dobre czy złe.
- Non-reactivity – zatrzymać się, wziąć oddech i dać sobie chwilę, zanim zareaguję.
I oczywiście, zdarzają mi się dni, kiedy o wszystkim zapominam i absolutnie nic z tego nie robię. Kiedy jestem cała w nerwach i wieczorem nie wiem, co w ogóle robiłam. Ale coraz częściej łapię te chwile, kiedy jestem naprawdę obecna. I to one nadają sens. Kiedy łapię się na myśli - jestem tu i teraz i jest dobrze.
Dajcie znać, czy próbowałyście podobnych rzeczy. A może macie swoje sposoby, żeby dzień nie uciekł Wam spod nosa?
Te mikro pauzy sama stosuję i bardzo mi pomagają.
OdpowiedzUsuń