Fabryki niezrealizowanych pomysłów

Moją pierwszą pracę w Anglii dostałam równo po tygodniu. W parku rodzinnym, którego dzisiaj już nie ma.

Pierwszy dzień w pracy? Nic nie rozumiałam - british English to język daleki od międzynarodowego. Nie potrafiłam się odnaleźć, czułam się, jak wrzucona na głęboką wodę, a przecież angielski miałam w małym palcu, kontakt z ludźmi też zawsze szedł mi świetnie, a i dzieci mnie zawsze kochały. Nie było do kogo gęby otworzyć, więc byłam ciągle sama ze swoją głową.

Moim obowiązkiem była opieka nad dziećmi bawiącymi się, skaczącymi, biegającymi - 8 godzin na nogach, praca nie była zbyt obciążająca, głównym opiekunem nadal byli rodzice, rola moja była nawet bliższa pilnowania czy nie są przepełnione śmietniki. Dla utrzymania równowagi psychicznej odciągałam uwagę od możliwych wypadków swoimi pomysłami.

Pamiętam jeden dokładnie – zakładam własny pensjonat. Dekorowałam restaurację i każdy poków. Miałam wystrój wnętrz inspirowany hollywoodzkimi produkcjami, vintage jak i futurystyczne pomieszczenia, opracowany każdy detal. Nadawałam pokojom nazwy, widziałam już w głowie gości.  Plan gotowy do realizacji, powtarzany w myślach w czasie godzinnych spacerów w tę i z powrotem…

Smutne jest to, że ten pomysł już nigdy nie ujrzy światłą dziennego. To spotyka większość naszych pomysłów. Bledną  z czasem, zasłonięte innymi, świeżymi pomysłami, które z kolei zostaną zastąpione przez kolejne i kolejne. I przez prozę życia.

Jak sprawić, by pomysł i działanie spotkały się w jednym miejscu i jednym czasie? Przepis na to jest jednocześnie banalnie prosty i piekielnie trudny. Zacząć coś robić.

Na przykładzie mojego pensjonatu… To mogłoby być poszukanie dofinansowań unijnych. Poszukanie kredytu. Znalezienie lokalu. Pogadanie z rodzicami, czy też zawsze marzyli o rodzinnym biznesie. Jeden krok pociąga za sobą kolejne. Jakoś to się toczy.

Ważne, by zamieniać plany w projekty. Zamiast przegadywać, planować, ciągle działać na płaszczyźnie wyobraźni – działać w realu. Znacie książkę ,,Realizacja genialnych pomysłów. Jak sprawić, by nie skończyło się na gadaniu.” Daje do myślenia, kopie w tyłek do działania. Wychodzi na to, że przez całe życie w ogólnie nie uczymy się na własnych błędach. Gadamy, gadamy, gadamy i nic z tego nie wychodzi.


Mój pensjonat był całkiem możliwy do zrobienia. Ale nie zrobiłam nawet pół kroku, by zrobić cokolwiek w jego kierunku.


Jesteś działaczem czy tylko dobrym opowiadaczem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Adbox