Mam sporą wprawę z maseczkami typu peel-off. Pierwsza, którą uwielbiałam była z Avonu i dostałam ją gdy miałam 12 lat (o jakości tamtej maseczki się nie wypowiem, bo chyba już nawet jej nie produkują).
Uczucie oczyszczenia jakie towarzyszy takim maskom peel-off sprawiło, że gdy zainteresowałam się koreańską pielęgnacją, nie żałowałam sobie właśnie takiej formuły.
Obecnie jeśli chodzi o peel-off mam koreańską maseczkę w tubce Ekel peel-off pack Aloe i jest to konkretna tuba (180ml).
W kolekcji pojawiły się 4 kolory o różnych właściwościach
- maseczka peel-off Selfie Project, Shine like a Star - oczyszczająca (czarna)
- maseczka peel-off Selfie Project, Shine like a Pearl - rozświetlająca (różowa)
- maseczka peel-off Selfie Project, Shine like a Diamond - nawilżająca (niebieska)
- maseczka peel-off Selfie Project, Shine like a Princess - wygładzająca (zielona)
Shine Like a Star, oczyszczająca maska z bioaktywnym węglem i czarną quinoa (czarna)
- moja opinia
Czytałam mnóstwo pozytywnych opinii, że jest najlepsza z wszystkich. Oglądałam na yt recenzję, która tę właśnie zachwalała jako zmniejszającą pory, która pięknie wygląda etc.Postanowiłam więc sama sprawdzić, czy te maseczki są warte dobrych opinii, zwłaszcza, że blogi i yt wypowiadały się o nich bardzo pozytywnie.
Jak się sprawuje maseczka #Selfielook shine like a star 🌟 ?
Opakowanie
Opakowanie zwykła plastikowa saszetka podobno z ilością potrzebną na jedną całą twarz 12g.
Konsystencja
Maseczka jest bardzo gęsta, a do tego przez brokat rozsmarowuje się ją tra-gicz-nie. Co chwila się bryluje, wyciska się z opakowania naprawdę niewygodnie, robią się konkretne grudki (widoczne na moich palcach) ogólnie nakładanie do efektu selfie look nie jest łatwe.
Niestety nie mam silikonowego pędzla do masek, a po tym jak z kilka minut walczyłam o równomierne nałożenie, podałam się i uznałam, że fotki do wpisu nie będzie. Zabrakło mi maseczki, więc uznałam, że najważniejsze są dla mnie czoło, nos i broda - na tyle jest ok i trochę zostało na policzki.
Ile potrzeba czasu?
Zastyganie zaskoczyło mnie, bo to grudkownie wiązałam z kontaktem z powietrzem szybkim zasychaniem, a tu zdziwienie. Po 20 minutach maseczka nadal była wilgotną mimo cienkiej warstwy. Zastygła po ok. 40 min, po 45 zaczęłam ją zrywać, ale nadal niektóre miejsca były wyraźnie mokre.
Schodziła za to ładnie równomiernie, nie zostawiając nieoderwanych wkurzających kawałków, co jest zdecydowanym plusem.
Efekt
Efekt po? No właśnie bez szału, próbowałam dojrzeć te niesamowite doznania, skóra gładka i błyszcząca etc - nope. U mnie efektów brak. Nawet jeśli chodzi o ściąganie martwego naskórka, to po spojrzeniu na spodnią warstwę po zdjęciu płatków maski słabo cokolwiek powiedzieć o jej wyciągających właściwościach. Drobne dziurki widać w miejscach gdzie przylegał brokat do skóry i chyba nic poza tym. Czy zmniejsza widoczność porów? Trochę tak, chociaż nie wiem, czy bym zauważyła, gdybym ostatnio nie miała zimowego kataru, więc u nasady nosa faktycznie dostrzegłam różnicę. Plus, że nie podrażniła mnie bardziej
Cena jest bardzo ok. kosztuje 5 zł, na promocji kupiłam za 2,99 z kartą Rossmann. Co mogę powiedzieć, że nawet za taką cenę nie kupiłbym jej ponownie dla siebie w celu oczyszczania skóry. Jedyne zastosowanie jakie dla niej widzę to fajny gadżet na babskie spotkanie, piżama party i właśnie zrobienie sobie śmiesznego selfie o ile uda wam się maseczkę dobrze nałożyć.
Moja ocena produktu to mocne 2/10.
Jak u Was, sprawdziła się Wam ta maseczka? 👀
Szkoda, że działanie jest znikome, a nałożenie to prawdziwa udręka. Podziękuję i sięgnę po coś sprawdzonego ;)
OdpowiedzUsuń