Fit metamorfoza, gdy masz 50+lat i trzy porody za sobą?

Chciałam wam tylko pokazać, że nie każda metamorfoza musi taka, że was wyrwie z butów. Niektóre są niepozorne. Tutaj moja mama (52 lata) koniec grudnia 2019 vs dzisiaj.

👉 Nosi nadal te same ubrania i w sumie te same rozmiary tylko na większym luzie. 

👉 Czy schudła na wadze? Ważyła 64kg waży a dzisiaj 61.5 kg, więc tak nie do końca ;p 

👉 Czy widać różnicę? 

Wg mnie bardzo!

  • Od roku chodzi na spacery, deszcz nie deszcz, śnieg ona z idzie choćby na 20 min i każdy weekend rusza się z płytami Ewy.
  • To jak sprzątanie i pranie, tak musi być spocenie się z Chodą.


Według mojej mamy wielkiej różnicy nie ma, bo nadal M/L w szafie (no "cycki i bebzol faktycznie zrzuciłam"), a wg mnie jest. Wyglądzie i pewności siebie, a jak mam te dwa zdjęcia obok, to jestem pewna, że to może nie została fit instagramerką, ale zyskała dużo😍

Jeśli myślisz, że aktywność fizyczna jest nie dla Ciebie, bo po porodzie nie schudniesz, bo jesteś za stara etc. To przestań tak myśleć i rusz z kanapy ;)

Wywiad - jak to jest odchudzać się w wieku ponad 50 lat?

Nieładnie mi tak od razu na wstępie wypominać, ale prawda zaczynanie w późnym wieku jest chyba trudniejsze niż zaczynanie, gdy jest się młodym i ma się więcej energii i mniej zobowiązań. Obecnie uważam, że nie jest to żadna wymówka jednak bardzo łatwo wytłumaczyć sobie swój wygląd i swój styl życia, gdy mamy pracę obowiązki domowe i trójkę dzieci.


Tutaj muszę zaznaczyć, że w moim wypadku trójka to był duży plus, bo póki są małe / szkolne to roboty jest tyle, że nie da się usiąść na czterech literach i leniuchować, zbierać tłuszcz, po prostu się nie da. Za to łatwo o nieregularne posiłki do jadanie resztek, jedzenie rzeczy, które mogą się przecież przeterminować, czy szybkie doładowanie się kolejnymi kubkami kawy. Obecnie kiedy powiedzmy, że dzieci są bezproblemowe pozornie mam więcej czasu dla siebie, ale też więcej złych nawyków do tego bardzo silnych wieloletnich złych nawyków.

Nie zawsze są to oczywiste złe nawyki - przecież wydaje się, że matka ma prawo do tego, by po pracy po obiedzie po do pilnowaniu dzieci do nauki usiądź przed telewizorem i odpocząć. To jest święte prawo oglądania serialu lub chociażby zakupów mango dla przyjemności. Te nawyki to jest najgorsza rzecz którą trzeba jak się zmierzyć.

 

Co było dla ciebie największym problemem kiedy zaczynałaś?

Takich problemów było bardzo dużo aż nie wiem od czego zacząć. Na pewno jedzenie słodyczy było moją wielką słabością. To właśnie też efekt złych nawyków. Przykładowo jak ma się dzieci, to trudno nie mieć szafki ze słodyczami. Taka szafka jest z nami w domu latami zazwyczaj zamykana przed pociechami w trosce o ich zęby i zdrowie, co wcale nie znaczy, że rodzice z niej nie korzystają. W moim wypadku przez lata kiedy wszyscy szli spać, ja brałam tabliczkę czekolady, którą bez trudu mogłam zjeść na jedno posiedzenie, do tego jeszcze ciastka, chipsy, słodki sok. Do pewnego wieku nie był to żaden problem ponieważ aktywność dzienna mam na myśli zwykłe chodzenie do pracy, bieganie do szkoły, do lekarza na zajęcia pozalekcyjne dzieci, sprzątanie, pranie i gotowanie pozwalało utrzymać jakąś w miarę podobną figurę. Ostatnie 5-10 lat jednak to zmieniło.

Kiedy zaczęłam dbać o to co jem z przerażeniem zauważyłam jak dużo w mojej diecie jest pustych kalorii pochodzących z ciastek czekolad i innych słodyczy. 
 

Co sprawiło że zdecydowałaś się coś zmienić?

Muszę być szczera? Skoro muszę to powiem to. Zazdrość. Moim głównym motorem do zmian stała się, niestety zazdrość ;)
 

A dokładniej, dlaczego w ogóle odchudzanie? 

Od dłuższego czasu byłam niezadowolona ze swojego wyglądu. W pewnym momencie moja waga pokazywała 75 kg i dalej nic sobie z tego nie robiłam. Patrzyłam na inne kobiety, które wyglądają dobrze, ale zawsze znajdowałam wymówki, zawsze widziałam w tym "dobre geny" i zawsze wydawało mi się że dla mnie jest już nieosiągalne. Od czasu do czasu miałam zrywy. Wprowadzałam do swojego życia diety i cudowne suplementy podkręcające metabolizm. Na pewno pamiętasz moją dietę na czarnym chlebie i kefirze jak mniej więcej byłaś w liceum. Wcześniej w latach 2000 bardzo popularna była dieta Kwaśniewskiego. Jeżeli chodzi o historię moich diet, to trochę tego było, ale zawsze to były krótkie przygody kończące się efektem yoyo. Najłatwiej było uznać, że tak już musi być. Zresztą raz nawet lekarz powiedział mi, że w pewnym wieku trzeba zaakceptować swoje ciało i tyle.

Aż nie tak dawno, bo przed dwoma albo trzema laty, osoba, która zawsze była bardzo gruba (a do tego delikatni mówiąc była przeze mnie nie za bardzo lubiana) nagle znacznie schudła. Gdzie to nie było nagle tylko trwało już znacznie dłużej, ale ja tej Pani od kilku miesięcy nie widziałam. Więc wyobraź sobie tą moją niechęć, która została jeszcze doprawiona zazdrością, że jak taka osoba jak ona mogła schudnąć a ja nic ze sobą nie robię. Ona wyglądała jakby zrzuciła co najmniej połowę wagi a do tego odjęło z 10 lat.
Ja też tak chciałam.

Jak zaczęłaś swoją zmianę?

Pierwszy odruch był taki sam jak zawsze - rzucenie się na rygorystyczną dietę. Odkurzenie magazynów typu womens health, beactive, shape, które leżą od lat w szafie, przepisanie do zeszytu przepisów i lecimy z dietą. 
 

Udało się?  

Oczywiście, że nie. Nie jestem osobą, która trzyma się ścisłej diety, a do tego, w tych gazetowych przepisach, mnóstwo składników, których nie kupię nigdzie w okolicy domu. Do tego trzymanie zaplanowanej diety padło u mnie pewnie po kilku dniach, gdy kolejny raz w kuchni zastanawiałam się czym zastąpić jakiś składnik, albo powstała papka była dla mnie zupełnie nie jadalna.
 
Dalej była dieta MŻ - mniej żreć. Czyli jem to samo co zawsze tylko, że mniej. Plusy - łatwo do wdrożenia. Minusy? Założenie, że je się mniej jest subiektywne i stwierdzenie - zjem jajecznicę z 2 jajek smażonych na maśle zamiast z 3 jajek, albo 1 mielony do ziemniaków zamiast 2 nie robi znaczącej różnicy.
 

Czyli mniej żreć nie ma sensu? 

Ma, ale nie jeśli zaczyna się z diety tradycyjnej i tłustej. Efektów nie było, motywacji też nie. Czasem udawało się trochę potrzymać jakiegoś rygoru, ale zawsze pięknie to psułam. Niestety nie utrzyma się żadnej diety zakładając, że "przecież tylko w weekend pójdę do przyjaciółki na ciasto i wino", tylko raz w tygodniu, ale tych "razów w tygodniu" nagle robi się kilka w miesiącu.

Na szczęście o wszystkich planach już naopowiadałam dookoła i trzeba było się wziąć za ich realizację, gdzieś w miedzy czasie dałam sobie szansę przez przeglądanie już wyciągniętych magazynów fitnessowych. Nie zmieniłam drastycznie diety, ale usunęłam smażenie na dużej ilości oleju.
Wprowadziłam więcej świeżych warzyw (zamiast gotowych surówek). Za radą córki - zamiast pomidora ze śmietaną - pomidor z jogurtem greckim i cebulą. Zamiast mięsa na obiad 6 razy w tygodniu, mięso 4 razy w tygodniu a 3 dni jakieś pierogi, wege kotlety, ryba. Zamiast wszędzie gotowane ziemniaki, więcej kasz - gryczana, jaglana, jęczmienna, pęczak, a okazjonalnie dziki ryż, czy komosa ryżowa.


Zamiast mielonych, schabowych, dewolajów nadziewanych, więcej chudego mięsa w całości lub w kawałkach. Postawiłam na 2-daniowe obiady - zupa + drugie. Niewiele więcej roboty jak gotuję i zamykam w słoiki. Czasem po zupie dla siebie drugiego nawet nie nakładałam. 
obiad ponad 1000 kcal vs obiad ok. 550 kcal 

Udało mi się prawie całkowicie pozbyć nawyku w postaci napadowego obżerania się na noc. To był najgorszy nawyk, ale stosunkowo łatwo się go pozbyłam, przyszło samo gdy pojawiły się pierwsze efekty bardzo nie chciałam ich zrujnować jedzeniem tabliczki czekolady i paczki chipsów na raz.
 
Finalnie jak o tym myślę, drastycznej diety nie było, pojawiła się ogólna ewolucja. Wiele osób, jednak nadal uzna, że jem bardzo tłusto.

Skoro nie było drastycznej diety, to jak wyglądały ćwiczenia?

Początkowo nie wyglądały, właściwie, na ćwiczenia przyszła pora po pół roku odwlekania tego. Już kupiłam matę, pojechałam na jakąś zumbę w okolicy, czy basen, ale żebym sama zaczęła było ciężko. W grudniu 2019, robiąc porządki w szafie (połowa za małych ciuchów do wywalenia) oznajmiłam sama sobie ja nie teraz to kiedy.
 
Wprowadziłam aktywność fizyczną jako stały element.
Wiedziałam, że to musi być wpisane w plan dnia jak jeżdżenie do pracy i oglądanie serialu, bo inaczej nie będzie w ogóle o czym mówić. Codziennie spacer. Choćby padało, śnieżyło, albo żar się z nieba lał. Pójdę codziennie na spacer. Na gwiazdkę dostałam też opaskę fitness od dzieci, jakieś hantle i gumy.
Tak się wszystko zaczęło. W tygodniu spacery w weekendy ćwiczenia z Ewą Chodakowską i tyle. Dla mnie aż tyle. Dla wielu osób tylko tyle.

Jakie konkretnie programy robiłaś?

Zaczynałam od tego co wszyscy mi polecali czyli Skalpela (robiłam go znacznie wolniej i niektóre ćwiczenia omijałam). Długo długo robiłam tylko skalpel w weekend, tylko to. Czasami urozmaicając rozgrzewką z Mel-B (chociaż jej sposób ćwiczeń jest zbyt agresywny i za szybki na moje możliwości), albo inną znalezioną na yt. Skalpel miałam pobrany na komputer, bo Internet nie zawsze u nas działa. Potem do Skalpela doszły płyty - Target (płaski brzuch + jędrne pośladki) oraz Fit 50+ którą znalazłam na OLX. 
 


Cały czas przez ten czas ok. 14 miesięcy ćwiczyłaś ?

Tak. Miałam drobne kryzysy - jakiegoś dnia nie poszłam na spacer. Następnego szłam na dwa razy dłuższy. Nie zrobiłam Ewki w sobotę/niedzielę, no to robiłam w tygodniu, ale czułam wewnętrzną motywację, że jak będę przekładać to nie zrobię. Jak nie zrobię to przecież nie będzie efektu. Nie było już zazdrości, robienia dla męża, zaczęło wreszcie być - ROBIĘ TO DLA SIEBIE. Ta zmiana myślenia była najważniejsza.

Jaką radę byś dała innym?

Przede wszystkim nie porównywać się z innymi, wszystkie zmiany wprowadzać dla siebie. Nie skupiać się na tym jak wyglądają inne kobiety, więc u mnie jest "nie najgorzej", albo odwrotnie "u mnie jest tak źle, że już nic mi się nie uda zmienić". 
Ograniczyć telewizor. Telewizor to niestety nasz wielki wróg i pożeracz czasu. Kiedy ostatni raz udało nam się przeczytać dobrą książkę? Pewnie dawno, a ogląda się 5 różnych tasiemców na różnych kanałach, a jak nie ma nic to czemu nie poskakać po kanałach. Zamiast tego można poskakać do rytmu.

Jeśli chodzi o rady dla osób w moim wieku proszę wyrzucić ze słownika "stara" (tak to mówią o Tobie dzieci za plecami i nic z tym nie zrobisz, sama nawet się nie waż tak o sobie myśleć). Na pewno na start polecam płytę Fit 50+ żałuję, że od niej nie zaczęłam, bo może nie cierpiałabym tak na Skalpelu. 
Małe zmiany nie  są takie złe, należy po prostu mieć świadomość jak silne są nasze nawyki i nie zmieniać wszystkich od razu. Dodać sobie dobry nawyk zamiast kolejny raz męczyć się w eliminowanie złych.

3 komentarze:

  1. Hey dear! Loved your post and allready followed your blog, i want invite you to visit and follow my blog back <3

    www.pimentamaisdoce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kłaniam się w pas! Gołym okiem widać świetną pracę. I brawo za podejście na luzie. Ja również ćwiczę z Ewką i doskonale wiem, że taki niby prosty skalpel nie jest już taki łatwy jak chce się go wykonać poprawnie. Wielkie gratulacje!
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Gratuluję ogromnie samozaparcia - ja takiego nie mam i coraz częściej sobie odpuszczam. A jednak bez aktywności fizyczne - chociażby malutkiej nic się nie ruszy.

    OdpowiedzUsuń

Adbox