Juno (2007) - film doskonały


"Muszę po prostu wiedzieć, że możliwe jest, że dwie szczęśliwe osoby mogą pozostać szczęśliwe razem na zawsze."

~ Juno MacGuff


Juno ma wszystko, czego oczekuję od dobrego filmu. Wszystko, i dzisiaj doceniam to bardziej niż w 2011, gdy obejrzałam Juno po raz pierwszy.

Ciężko napisać recenzję czy opis filmu, który wydaje się tak znany. Ma vibe filmu indie - po polsku powiedziałabym kina niezależne, a jednak miał niesamowicie dobrą produkcję i aktorów hitów kinowych znanych z ogromnych produkcji. Wszystkie nagrody, jakie otrzymał, były zasłużone. Zestarzał się... nie zestarzał się, wręcz dzisiaj jego problematyka jest jeszcze lepsza i jeszcze bardziej uderza.


Nie tylko znajduje się on w mojej dziesiątce ulubionych filmów, ale jest moim ulubionym filmem wszech czasów. 

Juno to film dla mnie, bez wad, które byłyby przeoczone przez twórców.

Prawie bez wad. Uczciwie, pamiętam jak go odbierałam po raz pierwszy. Uważałam, że relacja między Juno a Markiem Loringiem była dziwna... niekomfortowa, niezręczna, niesmaczna ogólnie creepy, ale film ukazał go jako wielkiego idi*tę i d*pka, więc nawet to jest zrobione, dla mnie, spoko. 



Nie chciałam filmu po prostu chwalić, bo to by było zbyt nudne i przewidywalne. Juno jako film zdobyło Oscara i było nominowany do trzech innych nagród, więc myślę, że ogólny konsensus jest taki, że jest całkiem dobry. Oglądając ponownie, zrobiłam prawie 5 stron notatek, i ciągle miałam wrażenie, że są rzeczy, które kocham i które muszę zapamiętać lub zauważyć.  To sprawia, że trudno napisać zwięzłą i kompletną recenzję. Ale nie mogę o nim nie napisać.  Ale MUSZĘ opisać, bo na to zasługuję. 

JUNO

Na start zapadający w pamięć skład aktorski: Elliot Page (Juno MacGuff), Michael Cera (Paulie Bleeker), Jennifer Garner (Vanessa Loring), Jason Bateman (Mark Loring), Allison Janney (Bren MacGuff), J.K. Simmons (Mac MacGuff)

Data premiery: 2007

Reżyser: Jason Reitman

Scenarzysta: Diablo Cody

Nagrody (Film ten zdobył Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny i był nominowany do trzech innych: Najlepszy film roku, Najlepsza rola aktorki pierwszoplanowej (Elliot Page) oraz Najlepsze osiągnięcie w reżyserii)


Więc zaczynajmy


Od pierwszego ujęcia świat Juno się formował. Dzięki świetnej animowanej czołówce i scenie, gdzie Juno po prostu spaceruje po swoim miasteczku, widz od razu zauważa, jak niesamowita jest reżyseria tego filmu. Reitman używał różnych ładnych ujęć, które zawsze pasowały i były przyjemne wizualnie przez cały film. 

W tej scenie po raz pierwszy pojawia się też ścieżka dźwiękowa. Bardzo doceniam to, że nie była przesadzona. Fabuła nie potrzebowała ciągłej muzyki, żeby ją podtrzymywać, i to doceniam. Zamiast tego używano świetnych efektów dźwiękowych, które ożywiały sceny, które mogłyby być zbyt ciche. Uwielbiam playlistę z filmu - All I want is you (Barry Louis Polisar) czy Piazza, New York Catcher (Bell and Sebastian), utwory wykorzystane w filmie świetnie oddają klimat.


Początkowe sceny wprowadzające, które wyjaśniają sytuację Juno związaną z jej ciążą są celne i trochę prostolinijne, a przy tym nie spędza się za dużo czasu na wyjaśnianiu zamiast pokazywaniu. Jednym z moich pierwszych technicznych spostrzeżeń były kolory. Myślę, że lekka saturacja sprawia, że świat wydaje się malowniczy, nostalgiczny i lekki, mimo że temat ciąży nastolatki jest dość ciężki z definicji.


Gra aktorska jest niesamowita. Page wciela się w tak fajną, ciepłą i zrozumiałą postać, że widz naprawdę może się z nią utożsamiać – to nieoczekiwane, ale piękne. Jej występ nie jest jedynym godnym uwagi. Uważam, że cała obsada spisuje się fenomenalnie i pokazuje prawdziwą chemię. Relacja Page i Cery na ekranie to świetny przykład. Pokazują parę dość nietypową jak na standardy komedii romantycznych, sprawiają, że naprawdę się im kibicuję.


Scenariusz też jest świetnie napisany, a dialogi brzmią naturalnie, co nie zawsze widuję w filmach młodzieżowych.  Bez sztuczności film się nie zestarzał w ogóle. Cody osiąga też trudną sztukę wprowadzenia czarnego humoru do filmu dla nastolatków, który nie polega na ciągłym wyśmiewaniu innych ludzi czy grup.


Najbardziej wyjątkowa jest sama historia. Wydaje mi się, że w tym filmie poruszane są trudne tematy, ale przedstawiono je w świetny sposób. Właśnie dlatego też problematyka jest bardzo aktualna.

Ciąża nastolatki jest generalnie bardzo stygmatyzowana, stąd pokazanie dorosłych z otoczenia Juno, którzy wspierają ją w tej podróży, jest nieprzeciętne.
I nie jest to ślepe wsparcie.
Rodzice nie boją się wyrażać swoich obaw, ale jednocześnie obiecują, że zawsze będą przy niej. To wsparcie jest szczególnie widoczne u macochy Juno. Uważam, że świetnie pokazano tu nie tylko zdrowe relacje rodzinne, ale także dobrą relację między macochą a pasierbicą. Łatwo wpisać stereotyp złej macochy, ale trudno w dobrym kinie pokazać zdrowe relacje. Częściej oglądamy te w krzywym zwieraciadle, patologizowane


Film pokazuje też lęki związane z adopcją. Nie będę wchodzić w szczegóły, żeby nie zdradzać fabuły, ale uważam, że świetnie pokazuje to inną stronę adopcji – taką, która nie jest tylko usłana różami.


Miłość jako część dorastania

Złożoność miłości w Juno to jeden z głównych tematów filmu, przedstawiony w surowy i szczery sposób. Strach przed miłością i przed tym, że może nie przetrwać, przewija się przez cały film, zostawiając mnie z głębokimi przemyśleniami. Świadomość, że miłość nie zawsze jest wieczna, bywa niekomfortowa, ale film nie próbuje pokazać, że miłość jest niemożliwa czy nie istnieje.


Świetnym przykładem jest relacja Juno i Pauliego. Uważam, że ogólnie są dobrym przykładem nietoksycznej pary. W swoich dwudziestu-n latach na tej Ziemi widziałam zdecydowanie zbyt wiele niezdrowych związków, które się reklamuje i praktycznie narzuca. Dlatego cieszy mnie, że pokazano zwyczajną (no, może prawie zwyczajną – Juno jednak zaszła w ciążę, więc to nie idealny czy normalny początek związku) relację, w której pytanie „czy będą razem, czy nie?” ma taką siłę przyciągania. Nastolatki rozwijające swoje poczucie miłości i wyobrażenia o związkach muszą widzieć takie przykłady, by wiedzieć, jak wygląda zdrowa relacja.

Wierzę, że to bardzo dobry film, by wreszcie pokazać coś pozytywnego, mimo przeciwności i trudności.

Mam nadzieję, że dzięki takim parom mniej nastolatków będzie chciało toksycznych związków, które mogliby inaczej zobaczyć (tak, mam na myśli Zmierzch, Emily in Paris czy Barbie - tak Barbie dla mnie jest szkodliwym filmem pod różowym pudrem kaptalistycznego feminizmu).


Jeżeli już wiesz, że film będzie technicznie dobry, musi mieć w sobie coś więcej niż tylko świetne ujęcia – musi poruszyć widownię

Juno to film, który zostawił mnie z uczuciem przytłaczającej i niewytłumaczalnej radości na wiele godzin po seansie. Dla mnie właśnie to czyni ten film niesamowitym. Szukam w filmach czegoś, o czym nie mogę przestać myśleć i co głęboko mnie porusza. Nie zawsze musi to być lekka historia czy opowieść o dorastaniu, jak tutaj.


Dla mnie to jest idealny film – taki, który łączy świetne elementy techniczne z poruszającą historią. Nie zawaham się obejrzeć go ponownie i uważam, że każdy powinien go zobaczyć, nawet jeśli nie jest w ciąży i nie jest nastolatkiem, ani rodzicem nastolatka. Po prostu to dobry film dodający ciepełko do serca i kilka nowych, ale nie łatwych myśli dla naszego mózgu przy każdym oglądaniu


Moja ocena: 10/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Adbox