Recenzja: Clinique Smart Repair AM/PM Retinoid Balm



Clinique w sztyfcie – czy to ma sens?

W sumie nie planowałam o tym pisać, ale… CHYBA muszę. Bo ten balsam mnie zaskoczył. Chociaż nie tak, że o wow wow wow zmieniło się w trzy dni ale wiecie, są kosmetyki, które po prostu robią robotę i człowiek się łapie na tym, że sięga po nie codziennie, nawet jak zaspał i ma włosy jeszcze w połowie mokre.

Clinique Smart Clinical Repair AM/PM Retinoid Balm – nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby wrzucić retinoid do sztyftu, ale bardzo dobry pomysł. Zwłaszcza że to nie jest retinol w starym stylu, który zostawia skórę jakby przejechał ją papierem ściernym. Ten retinoid jest miękki, masełkowy i... delikatny?

Taki sztyfcik, że nawet moje okolice oczu dają mu zielone światło. A nie należą do wyrozumiałych.

Co robi?

Z mojego punktu widzenia wygładza zmarszczki, trochę napina skórę, no i po prostu ładnie wygląda wszystko rano. Daje na twarzy efekt dobrze spałam, mimo że oczywiście spałam 5 godzin i śniło mi się, że znowu jestem w liceum i nie zdałam egzaminu z matmy.

Najbardziej lubię, że to jest sztyft nie krem i nie olejek zero mazania się, zero kombinowania. Szybki ruch pod oczami, między brwiami, na czole i koniec. 


Rano i wieczorem. Jak jestem zmęczona, to nawet się nie zastanawiam – po prostu sięgam i lecę z tym sztyftem jak z korektorem.

No dobra, ale z czym to się je?

Jeśli chodzi o skład, to warto wiedzieć, że tu mamy retinoid nowej generacji -> Hydroxypinacolone Retinoate (HPR). Brzmi jak coś z podręcznika do chemii, ale najważniejsze jest to, że działa łagodniej niż klasyczny retinol, a jednocześnie wchodzi głębiej i szybciej. Nie musi się „przekształcać” w skórze, więc efekty są, a podrażnienia – u mnie przynajmniej – brak.

Do tego w składzie jest peptyd Matrixyl 3000, który pomaga wygładzić skórę i poprawia jej elastyczność (czytaj: trochę jak lifting, tylko bez taśmy klejącej), plus kwas hialuronowy, żeby było miękko, nawilżająco i bez ściągnięcia.

Jak używać?

Rano i wieczorem – ale nie w stylu „nałożę tonę i zobaczymy, co się stanie”. Ja robię tak:

  • po umyciu twarzy delikatnie osuszam skórę,
  • aplikuję sztyft miejscowo: pod oczy, między brwi, na czoło,
  • lekko wklepuję palcem, ale bez wcierania jak szalona,
  • potem dokładam krem nawilżający albo SPF (rano obowiązkowo!).

I serio, to wystarcza. Można oczywiście go używać na całą twarz, ale ja skupiam się na tych strategicznych strefach.

Czy polecam?

Jeśli:

  • masz zmarszczki (welcome to the club),
  • boisz się retinoidów, bo wcześniej coś Cię uczuliło,
  • nie masz siły na  wielo etapową pielęgnację,

to myślę, że to może być opcja. Nie będzie tanio (Clinique to jednak Clinique), ale przynajmniej nie stoi i się nie kurzy na półce, tylko faktycznie go używam.

Ten sztyft naprawdę daje radę i mogę polecić

1 komentarz:

Adbox