Praca na freelancie - ideał czy oszustwo?

Ostatnio dużo podróżuję i tym samym dużo myślę. Na co dzień też sporo myślę, ale w podróży, siłą rzeczy, nic mnie nie rozprasza, w pociągach póki co nie ma zasięgu zazwyczaj.

Blog to jeden z moich ulubionych tematów do rozmyślań. Planuję, rozkładam na czynniki, obmyślam, staram się patrzeć na nasza pracę z perspektywy czytelnika.


Czytam Wasze komentarze, wiadomości prywatne i często przewija się temat przejścia na freelance, obaw, trudności, braku odwagi. Piszecie, że bardzo chcecie zarabiać na tym, co lubicie, na własnej pasji. Ti taki idealny obraz reszty życia. Jedna chce łączyć studia i pracę, inna z was marzy o pracy z dowolnego miejsca na świecie, a jeszcze inna jest mamą, która nie chce stracić najpiękniejszych lat dziecka, a jednak życie zmusza do powrotu na rynek pracy. Freelance brzmi jak rozwiązanie wszystkich problemów.

Naprawdę was rozumiem! Nawet do tego namawiam. Do wzięcia spraw w swoje ręce i spędzenia 1/3 życia (w sumie po ok 8h dziennie) tak, jak chcemy, robiąc co "lubimy" i przynosi kasę, na swoich zasadach.

Takim numerem jeden freelancerskiej listy przebojów jest właśnie tekst o pracy, która jest pasją. Piszą o niej wszyscy blogerzy, freelancerzy, wrzucają fajne insta wtorki, biznesmenki - influenserki, marzą Ci co jeszcze nie mają.

Myślę sobie, że robimy trochę Wam i sobie wodę z mózgu, wręcz oszukujemy, bo czy naprawdę za wszelką cenę trzeba dążyć do tego, żeby zarabiać na hobby? Jestem pewna, że można osiągnąć sukces w każdej dziedzinie, że z każdego zainteresowania i pasji można zrobić dobry biznes. Nawet na klejeniu modeli samolotów, rozwiązywaniu krzyżówek, czy przerabianiu ubrań ze szmateksów. Tak można na tym zarobić, ALE... ale czy rynek jest gotowy na nasze hobby jako pracę? Ale czy każdy to osiągnie? Czy musi?


Jeżeli nasza pasja jest komercyjna, jeżeli uwielbiamy piec babeczki, albo ozdabiać trampki, to można śmiało w to iść. Fajny branding, dobra jakość i już. Możemy dumnie nosić koszulkę z napisem „kocham moją pracę”. A co jeśli mamy raczej niszowe zainteresowania? Brnąć w to? Ryzykować? Jeśli jesteśmy królami życia, nie przyjmujemy do wiadomości niepowodzeń i wiemy, że sukces to tylko kwestia czasu, to…warto spróbować. A co, jeśli nie mamy genu kierownika? Jeśli nie lubimy stresu, za to cenimy sobie bezpieczeństwo i pewność? Czy trzeba za wszelką cenę rzucać etat i kombinować jak wyżyć z hobby? Chyba nie. Przecież pasja może pozostać pasją. Nie musimy wszystkiego zamieniać w biznes. Po prostu. Nic nie musimy. Wszystko od nas zależy, od osobowości i umiejętności.


Boję się, że czasem wpadamy zbyt chętnie w ten trend zamiany hobby w pracę. Dzisiaj tak głośno propagując pracę na własny rachunek, nakłania się innych do ryzyka, gdy sami nie ryzykujemy nic. To, że mi to pasuje nie znaczy, że wyjdzie to na zdrowie każdemu. Mam nadzieje, że bierzecie na to poprawkę :)


Niekomercyjne zainteresowania naprawdę warto mieć. To, co jest czystą rozrywką i nie zarabia, jest prawdziwym relaksem i wentylem psychicznego bezpieczeństwa. Rozmawiałam niedawno z przyjaciółką. Jak zwykle nie mogłam się powstrzymać przed tym, by zasypać ją ideami, że przecież spróbuj, uda ci się, że robisz to świetnie. Przecież możesz TO zrobić! A ona na to:

- Ty tak, ale ja nie. Nie jestem taka jak ty, lubię mieć wszystko poukładane i pewne. Nie lubię ryzykować.


… Nie lubisz, nie musisz. Nic nie musisz, a wszystko możesz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Adbox