Dzisiaj ulica pisze najciekawsze trendy

Czasem mam wrażenie, że największe trendy rodzą się nie na wybiegach, ale w drodze po chleb do piekarni za rogiem. To ten moment, kiedy patrzę na kogoś i myślę: „Jak ona to zrobiła, że zwykłe dżinsy i biały T-shirt wyglądają jak milion dolarów?”. Albo widzę dziewczynę w kurtce jeansowej z lat 90., do której dopasowała idealnie zniszczone trampki – i nagle mam ochotę przeszukiwać wszystkie second-handy w promieniu kilku kilometrów. 

Ulica pisze historię

Moda inspirowana codziennością to kwestia wygody, ale trochę też storytellingu. Każda oversize'owa marynarka albo wełniany szalik wydaje się kryć jakąś historię. Ktoś kiedyś wybrał je „na szybko”, a potem zorientował się, że wyglądają jak wyjęte z katalogu u YSL. Przypadkowo znaleziona torebka może okazać się torebką od Gold-Pfeil ten sam kawałek materiału mógł być szyty w tej samej sali razem z torebkami Diora!

Albo ta czarna sukienka, którą widzisz na dziewczynie przy stoliku obok w kawiarni? Pewnie miała być ratunkiem na dzień „nic mi nie pasuje”, a teraz wygląda jak świadomy wybór minimalistycznej bogini. Do tego marynarka z PRL prosto z szafy babci? Nie wiesz jak ją nosić, a okazuje się, że wystarczy pasek i wygląda OH SOOO HOT!

Jak to się dzieje?

Czasem zastanawiam się, jak to działa. Jak coś tak zwyczajnego jak te dresowe spodnie, które jeszcze niedawno nosiło się tylko w domu, nagle wchodzi na salony? Zaczyna się chyba od tego, że ktoś nosi je po swojemu. Na przykład do sneakersów, które wyglądają, jakby przetrwały całą dekadę, i płaszcza w odcieniu beżu a najlepiej do tego dorzucić torebkę CHANEL (żeby było bardziej trendy). Wrzuca na instagrama, na lookbook, łapią to influencerzy i po chwili mamy trend.  

Rezultat? Niby nic, a jednak coś, co robi wrażenie.


Jak byłam w liceum czułabym się nie modnie dzisiaj nie wiadomo czy coś jest kiczem czy stylizacją 👀


A jeansy? Tak, te klasyczne, lekko sprane? Dopasowane do prostej koszuli albo bluzy z lat 80. Takie stylizacje udowadniają, że mniej naprawdę znaczy więcej. I za każdym razem mam ochotę pobawić się modą na nowo – niby znajome ubrania, ale w innej kombinacji.


Moda, która niczego nie udaje

Może właśnie dlatego mnie to tak wciąga – moda uliczna jest jak nieskończona inspiracja. Nie udaje, że wszystko musi być perfekcyjne. Czasami wystarczy jeden detal, żeby całość nabrała nowego znaczenia. Jak kolczyki, które wyglądają jak wyciągnięte z dziecięcego pudełka na skarby, albo stara torba, której nikt inny by nie zauważył. Czerwone usta do bluzki w paski? Klasyk, który nigdy się nie starzeje.

Inspiracje na wyciągnięcie ręki

Przyznam, że najwięcej takich momentów łapię na mieście. W Polsce nie jest to tak popularne, mamy trendy z H&M i czasem trendy jak #quietluxury w wersji cheap. Jednak coraz częściej widzę dziewczyny, które nie boją się sięgać po mój ukochany Vintage


W kawiarniach, parkach, nawet w kolejce po kawę na wynos. Obserwuję, jak ktoś nonszalancko zarzuca plecak na jedno ramię albo poprawia włosy które opadają na sweterek rodem z PRLu i wzorów Hofflandu, i od razu chcę coś podobnego zrobić ze swoimi ubraniami. Nie kopiować, tylko dodać temu moją własną historię.

Nie ukrywam, że moda z ulicy ma w sobie to „coś”, czego brakuje często na zdjęciach z Vogue autentyczność. Jest spontaniczna, trochę przypadkowa, ale przez to... prawdziwa. Właśnie dlatego nie przestaje mnie inspirować.


 Jeśli ostatnio coś Cię zachwyciło w ubiorze innych, daj znać – jestem ciekawa co to było i co sprawiło że przykuło Twój wzork 💗

4 komentarze:

  1. Niektórzy mają taki wrodzony talent dopasowywania ze sobą rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moda uliczna i mnie się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię takie inspiracje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy wpis! Ulica zawsze była świetnym źródłem inspiracji, a moda uliczna często wyprzedza trendy z wybiegów. Fajnie zobaczyć, jakie style królują teraz w codziennych stylizacjach. Który z trendów najbardziej Cię zaskoczył? Chętnie przeczytam więcej o tym, jak moda zmienia się w realnym życiu!

    OdpowiedzUsuń

Adbox